Menu główne

Imprezy

Finansowanie

Projekt: "Utworzenie Centrum Dziedzictwa Kulturowego Bramy Morawskiej na Zamku Piastowskim w Raciborzu"

Beneficjent: Powiat Raciborski

Całkowity koszt projektu:
23 964 731,63 zł

Wysokość dotacji z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego:
19 646 860,69 zł

Środki własne beneficjenta:
4 317 870,94 zł

 


Punkt Informacji Turystycznej

ul. Zamkowa 2
47-400 Racibórz
Budynek Bramny

tel. +48 32 700 60 52
tel. 32 414 02 33 wew. 105

e-mail: zamekraciborz@silesia.travel, it@zamekpiastowski.pl, promocja@zamekpiastowski.pl

Punkt Informacji Turystycznej na Zamku otwarty jest w następujących dniach i godzinach:

  1. w okresie od 1 października do 31 marca:
    • od wtorku do piątku: 9.00-16.00,
    • w soboty, niedziele i święta: 10.00-18.00,
  2. w okresie od 1 kwietnia do 30 września:
    • od wtorku do niedzieli: 10.00-18.00,
  3. Punkt Informacji Turystycznej i Zamek są zamknięte:
    • 1 stycznia (Nowy Rok),
    • w sobotę i niedzielę wielkanocną,
    • 1 listopada,
    • 24 i 25 grudnia.
O zamku
Rozmiar tekstu A A A
Strona główna » O Zamku » Tajemnice i legendy

Podaj adres email osoby, której chcesz polecić artykuł:
Podaj imię polecającego:
Podaj swój adres email:
dodano: 05.04.2010 r.
Tajemnice i legendy

Starożytna stolica Kwadów

W łacińskim traktacie Commentarius belli adversum Turcas ad Viennam…, stanowiącym relację z wyprawy króla Jana III Sobieskiego pod Wiedeń, jego autor Wespazjan Kochowski, sławny polski poeta i historiograf, pisze znamiennie o Raciborzu, do którego monarcha zawitał 24 sierpnia: - Z Tarnowskich Gór przez Gliwice i Rudy, marszem drogą wśród lasów do Raciborza, kędy niegdyś była stolica Kwadów, a później siedziba książąt polskich z krwi, gdzie po przejeździe pozostawiono ciężkie wojsko pod opieką hetmana Jabłonowskiego, a król wraz silnym wojskiem wkroczył śpiesznie na terytorium Austryi.

Historiographus privilegiatus Sobieskiego wspomina również o Raciborzu w wydanym w 1684 r. poemacie Dzieło boskie albo Pieśni Wiednia wybawionego wzorowanym na eposie rycerskim Tassa. W rozdziale XLVII czytamy: - Tu [w Tarnowskich Górach] mało bawiąc ruszył kędy Kwadzi swą w Raciborzu stolicę miewali, stamtąd przez góry morawskie prowadzi w kraj Markomanów, Ołomuńca dalej (…). Ta zadziwiająca informacja ukazuje Racibórz, który pierwszy raz pojawia się na kartach źródeł dopiero w Kronice Galla Anonima pod datą 1108, jako osadę o starożytnym rodowodzie.

Kwadowie; lud germański (swewski), mieszkający niegdyś w dorzeczu rz. Fulda, Lahn i Nidda. Wyprawiał się przeciw nim Cezar (w 55 i 53 prz. Chr.), zwyciężył ich Druzus. Po tej klęsce w r. 8 prz. Chr. wywędrowali do Moraw. Należeli do hord Marboda, a po jego rozbiciu uznali zwierzchnictwo rzymskie. Później zwani Swewami, ruszyli z Wandalami 406 do Hiszpanji, częściowo zaś z Langobardami do Włoch. Państwo Swewów w Hiszpanji (w Galicji, Austrji i płn. Portugalji) podbili 585 Wizygoci” – czytamy na ich temat w Encyklopedii Powszechnej wydawnictwa Gutenberg.

Dodajmy, że w czasie podległości Rzymowi, od 21 r. po Chrystusie, Kwadowie tworzyli własne państwo Regnum Vannianum, przez które przebiegał szlak bursztynowy. Utrzymywali z Imperium Romanum ożywione kontakty polityczne i gospodarcze dzięki czemu przodowali cywilizacyjnie wśród ludów barbarzyńskich. W 167 r. wraz z Markomanami najechali rzymską Panonię dając początek wojnom markomańskim. W 171 r. udaną wyprawą przeciwko nim dowodził cesarz-filozof Marek Aureliusz.

Literacki wątek związany z Kwadami znalazł również swe miejsce w satyrycznym XVIII-wiecznym łacińskim poemacie Gloria Quadorum, przetłumaczonym na język polski przez księdza Ludwika Heimba (1710-1765), proboszcza ze Skoczowa. Zaczyna się od słów Witay piękny Quatski Kraju, zaś sam Racibórz, jako miasto do tego kraju należące, opisany został tak: - (…) pietruszkę daie, I wielki krzan w cudze kraie. Wyraźne jest tu nawiązanie do ówczesnej rolniczej potęgi stolicy nadodrzańskiego księstwa, której obrzeża zajmowały w większości uprawy warzyw, sprzedawanych potem na całym Górnym Śląsku.

- Lecz nas wita Racibórz, miasto starożytne, i obronne i ludne, porządkiem zaszczytne – pisze z kolei zapalony miłośnik wędrówek wszelakich, rysownik i wierszopis Bogusz Zygmunt Stęczyński w poemacie Śląsk, spisanym w 1851 r. po podróży w tę krainę, zapewne z lat 1844-1851. Jego słowa zdaje się potwierdzać niemiecki regionalista F.A. Larisch, który uważał, iż o Raciborzu wspomina sam Klaudiusz Ptolemeusz (100-198). W 1889 r. ukazało się drukiem opracowanie Władysława Zielińskiego pt. Szląsk (pruski) słowem i ołówkiem na podstawie najnowszych źródeł przedstawiony. Czytamy w nim: - Według hr. Larischa, Racibórz za Ptolemeusza był już znany pod nazwą Eburium, jako stolica Buriów z plemienia Swewów [tak nazywano Kwadów, którzy z ruszyli na podbój Hiszpanii i Włoch]. Nazwa ta przypuszczalnie przez później tu zamieszkujących Słowian przekształconą została w Hrad-Ebur czyli Hrad-Ibur, z czego powstała dzisiejsza nazwa Racibórz (Hrad-Rad-Rac-ibor).

Inaczej na problem nazwy Racibórz patrzy się współcześnie. - W źródłach spotykamy wiele wariantów jej pisowni: Rattibor, Rathibor, Rathybor, Ratibar, Ratwar, Ratiboz, Ratiborz czy wreszcie współczesną Racibórz. Najbardziej jednak utrwaliła się na kartach kronik, roczników i dokumentów nazwa Ratibor. Tak zapisał ją m.in. wspomniany już Gall Anonim. Zdaniem fachowców możemy tutaj mówić o nazwie patronimicznej czyli wywodzącej się od imienia domniemanego założyciela. Imię Ratibor składa się z dwóch części: starosłowiańskiego rati (walczy, bije, zmaga się) i bor (wojownik żołnierz). Podobna jest geneza wielu innych imion słowiańskich: Czcibor, Sobiebor, Ratimir, Kazimir (czyli Kazimierz) itd. Jeżeli jednak chodzi o samo imię Ratibor lub jak chcą niektórzy Racibor znajdujemy je na kartach źródeł z terenów średniowiecznej Polski, Pomorza, Połabia, Czech, Moraw a nawet Rusi – wyjaśnia obszernie Norbert Mika.

Wątku literackiego związanego z Kwadami nie potrafi potwierdzić współczesna nauka. - Na pewno byli tu [na ziemi raciborskiej] Celtowie. Potem, na przełomie er, nastąpiło przemieszczenie ludów germańskich, które parły w stronę środkowego dorzecza Dunaju, ku granicy Cesarstwa Rzymskiego. Byli wśród nich Kwadowie, którzy zamieszkiwali Morawy. Górny Śląsk zasiedlili głównie Silingowie, a może także Wandalowie i inne plemiona germańskie. Czy byli tu Kwadowie? To trudne dla archeologa pytanie. Wiadomo tylko, że w V w. na miejsce Germanów napłynęły tu ludy słowiańskie, które zajęły tereny Europy po Wezerę i Bałkany. Zatem od VI w. tworzyły się tu zręby kultury słowiańskiej. Pierwszym nazwanym tutejszym ludem byli Gołężyce z dużym grodem w Lubomii i Raciborzu. Plemiona te, zamieszkujące teren dzisiejszej Polski, dały w X w. początek państwowości polskiej – wyjaśnia sława polskiej archeologii prof. Jan Chochorowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego, od lat prowadzący badania w Łubowicach.

Bohaterski kasztelan

W 1241 roku na Racibórz i zamek najechali Tatarzy (tak na Śląsku mówiono na Mongołów). Dowodził nim dzielny Tin-fu. Na czele nielicznej kompanii obrońców zamku stał kasztelan Bartek Lasota. - W roku 1241 Tatarzy szli z Krakowa na Racibórz. Ich dowódca nazywał się Tin-Fu. On to rozkazał otoczyć miasto i podejść wojskom pod sam zamek. Książe Mieszko opuścił Racibórz i udał się do księcia Henryka. W grodzie zostało tylko 200 wojów, a dowodził nimi kasztelan Bartek Lasota. Polacy oświadczyli, że nie oddadzą miasta Tatarom. Wówczas ich dowódca Tin-Fu kazał podnieść wielką czarną chorągiew wyszywaną straszliwymi potworami na znak, że nie uszanuje w tym mieście nikogo i niczego nie oszczędzi. Tatarzy próbowali wielokrotnie zdobyć mury miasta, zostali jednak za każdym razem odparci deszczem strzał, z których jedna dosięgła dowódcę. Złorzecząc i plącząc Tatarzy odeszli więc spod murów miejskich, zostawiając pod miastem ciało zabitego Tin-Fu, i skierowali się na Wrocław. Bartek Lasota jednak rozkazał, by odcięto głowę Tatarzyna i wsadzono ją na żelazny szpikulec. Kiedy do miasta powrócił książę Mieszko, głowę wmurowano w ścianę zamku, zaś zewnątrz odtworzono w kamieniu jej straszne rysy – wzmiankuje Nina Kracherowa.

Inna legenda wyjaśnia, iż twarz z kamienia jest autentycznym obliczem polskiego rycerza, który na widok nacierającej ordy skamieniał. Aczkolwiek Tatarzy miasta nie zdobyli, zostało ono dotkliwie zniszczone. Tatarzy wrzucali za mury miejskie płonące strzały, od których zajęły się domy. Tak więc ledwo rozeszła się wieść, iż Tatarzy odeszli, kiedy na całej Ziemi Raciborskiej przystąpiono do odbudowywania zniszczonych chat i domów, do ponownego stawiania kościółków i uprawy zniszczonych pól.

Z głową związana jest legenda o skarbie, którą wspomina ks. Augustyn Weltzel, znakomity historyk z Tworkowa, autor monografii Raciborza. Tak pisze: - W środku podwórza w zamku stoi studnia. Zachowała się podłużna, masywna brama wejściowa, ozdobiona książęcym herbem. Za nią po lewej stronie, na wystającym, ostrym narożu domu, jest zamurowana kamienna głowa, której oczy skierowane są na studnię lub trochę wyżej. Chociaż niepodobna do oblicza tatarskiego, jest jednak uważana za głowę tego księcia mongolskiego, który w XIII wieku został tu pokonany. Z tą dziwną postacią związana jest legenda, że dokładnie w tym miejscu, na które skierowane są kamienne oczy, znajduje się wielki skarb. Zmarły 29 marca 1880 roku dyrektor generalny Gustaw Adolf von Wiese żądnym wiedzy obcym, którzy uważnie przyglądali się tej architektonicznej zabawce, potwierdzał prawdę mówiąc żartem: - legenda jest prawdziwa, ta głowa spogląda na prawdziwy skarb, przy czym miał na myśli znajdujący się naprzeciw browar.

Dodajmy, że w źródłach nie występuje kasztelan Lasota. Jest to więc postać wymyślona. Głowa najprawdopodobniej nie przedstawia wcale mongolskiego wodza, lecz św. Jana Chrzciciela i służyła jako zwornik kaplicy zamkowej. Sądzi się, że pierwotnie zamkowa świątynia była poświęcona właśnie Chrzcicielowi. Potem wezwanie to przeniesiono na wybudowany na przełomie XIII i XIV w. kościół na Ostrogu.

Kamienna głowa dziś znajduje się w raciborskim Muzeum.

Tajemnicze relikwie

Gotycka kaplica p.w. św. Tomasza Becketa na raciborskim zamku kryła dawniej tajemnicze relikwie. Czy mogły to być szczątki jej patrona, biskupa Canterbury i męczennika, który zginął z polecenia króla Henryka II?

Zabytek ma związek z burzliwymi wydarzeniami z lat 1285-1287 r., kiedy to w Raciborzu rozegrał się głośny w dziejach Polski epizod walki o prymat między władzą kościelną a świecką. Zaczęło się od przyjazdu na tutejszy zamek biskupa wrocławskiego Tomasza II. Hierarcha wiódł spór z księciem Henrykiem IV Probusem. Poszło o immunitet sądowy i dobra ziemskie. Tomasz II skorzystał z pomocy, jaką zdecydowali się udzielić mu górnośląscy Piastowie i schronił się na zamku w Raciborzu. Probus pociągnął tu swoją armię. Długotrwałe oblężenie zakończyło pojednanie biskupa z księciem. Stało się to w okolicy kościoła p.w. św. Mikołaja na Starej Wsi (dziś dzielnica Raciborza), gdzie Tomasz II udał się ze swym orszakiem.

Zakończenie sporu postanowiono uczcić fundacją dwóch kolegiat. Pierwsza - p.w. św. Krzyża stanęła na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu. Druga, której patronem został św. Tomasza Becket, powstała na raciborskim zamku. Ustalenie dokładnej daty górnośląskiej fundacji jest jednak trudne. Musiało to nastąpić najpóźniej w 1292 r. Zaraz potem przystąpiono do wznoszenia gotyckiej kaplicy. Budowę sfinansował książę Przemysł, który po śmierci ks. Władysława przejął księstwo raciborskie. Dwukondygnacyjna zamkowa świątynia stanęła na miejscu pierwotnej kaplicy z XII w. (?), pamiętającej jeszcze twórcę księstwa górnośląskiego Mieszka - syna Władysława II Wygnańca.

Patrocinium kaplicy nie jest przypadkowe. Święty Tomasz Becket (1115-1170) to imiennik biskupa Tomasza II, a obu hierarchów łączył opór, jaki w obronie praw Kościoła stawiali świeckim władcom. Becket przypłacił to życiem, ginąc 29 grudnia 1170 r. z rąk czterech rycerzy wykonujących rozkaz króla Henryka II. Tomasz II wyszedł jednak ze sporu zwycięską ręką.

Badacze architektury kaplicy wskazują na jej rzadki dwukondygnacyjny układ. Jeden poziom, najprawdopodobniej górny, służył celom liturgicznym. Na mszach i nabożeństwach gromadził się tu książę z rodziną i dworem. Dolna kondygnacja, do której prowadziło ukryte w murze obronnym zejście, była przeznaczona na oratorium grobowe Przemysła i jego familii, bądź też na miejsce przechowywanie świętych relikwii.

To drugie wydaje się bardziej prawdopodobne. Od Jana Długosza wiemy, że zmarły w 1306 r. władca spoczął w klasztorze dominikanów p.w. św. Jakuba w Raciborzu. Jego ambicją mogło być sprowadzenie z Anglii relikwii patrona kaplicy, choćby najmniejszej doczesnej cząstki męczennika lub rzeczy, która miała z nim styczność. Księciu mogli w tym pomóc dominikanie lub cystersi, dla których był hojnym dobrodziejem. Zakonnicy obu zgromadzeń odbywali liczne podróże po całej Europie, niejednokrotnie sprowadzając do swoich klasztorów cudowne szczątki świętych. Katedra w Canterbury, gdzie złożono do grobu ciało biskupa Tomasza, była jednym z ważniejszych miejsc pielgrzymkowych ówczesnej Europy.

O istnieniu tajemniczych relikwii dowiadujemy się z kilku wzmianek. Do połowy XIV w. kanonicy mieli swoje mieszkania na zamku. Potem zajęli kilka domów w lewobrzeżnym Raciborzu, dochodząc stamtąd codziennie do kaplicy, gdzie sprawowali posługę. Kiedy biskup wrocławski Przecław w 1359/1360 r. zgodził się na ich przeprowadzkę do miasta, nakazał jednak duchownym na zmianę pełnić w każdy dzień i noc straż w kaplicy, by dopilnować relikwii i sprzętów liturgicznych.

O cudownych szczątkach pisze też ks. Augustyn Weltzel - autor wydanej z końcem XIX w. monografii parafii św. Jana Chrzciciela na Ostrogu (dzielnica Raciborza, w której znajduje się zamek). Ten wyśmienity badacz górnośląskich dziejów wzmiankuje o nich przy okazji informacji o przeniesieniu kapituły z kaplicy zamkowej do kościoła p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przy raciborskim Rynku. Piszę, iż: - aby stara, stworzona przez przodków kaplica kolegialna nie stała opustoszała i bez nabożeństw, miano codziennie odprawiać jedną lub dwie msze święte i odbyć co roku cztery uroczyste procesje ku czci relikwii znajdujących się na zamku. Badacz poskąpił jednak szczegółów. Nie wiadomo skąd zaczerpnął wiadomość o relikwiach, na czym polegała ich świętość oraz co się z nimi później stało.

Przejście pod Odrą

O tajnym przejściu z raciborskiego zamku do położonego po drugiej strony Odry klasztoru dominikanek raciborzanie powtarzają sobie od bardzo dawna. Dowodem jest zbiór pt. Co szumi w zdroju legend. Legendy ziemi raciborskiej Jerzego Hyckla. W jednym z najkrótszych rozdziałów zatytułowanym Przejście pod Odrą czytamy: - Raciborski zamek jest podobno połączony z miastem podziemnym przejściem, które od kaplicy zamkowej prowadzi przez Odrę aż do miasta. Przejście to służyło do spotkań księżniczki Eufemii, która żyła w żeńskim klasztorze z rodziną książęcą. Starsi opowiadali, że przedarli się kiedyś kawałek przez przejście, ale nie mogli iść jednak dalej, ponieważ było ono zawalone.

Po 64 latach od wydania zbiorku Hycla, udało się znaleźć pierwszy dowód istnienia przejścia. Podczas remontu sygnaturki na dachu kaplicy natrafiono na tubę z mapą Raciborza sygnowaną datą 1843. Znalezisko nie wzbudziłoby może zbyt dużej sensacji, bo budowniczowie mieli w zwyczaju pozostawiać w wieżach ślady swojej działalności, gdyby nie pewne odręczne adnotacje poczynione na mapie. Oddawały one stan zabudowy miasta z roku 1858 r. Naniesiono na przykład dworzec kolejowy, który jeszcze 15 lat wcześniej nie istniał. W 1858 r. zamek strawił pożar. Zaraz potem przystąpiono do odbudowy według projektu architekta miejskiego Starck’ego. Tubę z 15 lat młodszą mapą włożono do sygnaturki zapewne po zakończeniu tych prac.

Do historii miasta owa mapa przeszła jednak dzięki niepozornej linii pociągniętej ręką niejakiego Roberta Schneidera, prawdopodobnie kierującego odbudową, zaczynającej się na miejscu starej zamkowej baszty a kończącej na dziedzińcu klasztoru dominikanek. Niemiecki napis tłumaczył, że jest to tajemnicze przejście pod Odrą, o którym wspominał Hyckel w spisanej przez siebie legendzie.

Dobrze umocniony zamek na Ostrogu dawał bezpieczne schronienie. Niewykluczone więc, że rzeczywiście zbudowano sekretny tunel łączący siedzibę książęcą z lewobrzeżnym miastem. Przykłady innych miast, pod którymi ziemia dosłownie przeorana jest tunelami, dowodzi, że było to technicznie możliwe.

Postępujący od połowy XIV w. upadek raciborskiego zamku sprawił najprawdopodobniej, iż zapomniano o przejściu. Zmieniały się realia wojny. Zdobycie takiej budowli, jak na Ostrogu stawało się łatwiejsze. Władcy, stale rezydujący w innych zamkach i pałacach, np. Jerzy Pobożny w Roth pod Norymbergą, nie widzieli potrzeby w utrzymywaniu w dobrym stanie tunelu pod Odrą. Z czasem więc mógł się on zawalić. W XIX w., kiedy runął południowy pas umocnień, wejście do przejścia najprawdopodobniej znikło w rumowisku starych murów. Potem zasłonił je nowy wał ziemny. Pierwotnie znajdowało się ponoć dokładnie w podziemiach starej baszty, widocznej jeszcze na XVII-wiecznych rycinach. Na to miejsce wskazuje również mapa Schneidera.

Te domysły znalazły potwierdzenie w 2002 r. Wtedy to zamku ujawniono istnienie zejścia do podziemi. Jest to wyrwa w dziedzińcu powstała wskutek najechania na strop dawnych piwnic przez ciężarówkę. Zejście znajduje się niedaleko miejsca, gdzie stała południowa baszta. W latach 80. XX w. okolice te badali archeolodzy z Łodzi, ale trafili jedynie na zewnętrzną ścianę przyziemia budowli, nie zdając sobie sprawy, iż za nią jest ukryte pomieszczenie. Jeszcze w latach 50. można było do niego wejść. Budynek wschodni zamku, po którym dziś pozostała jedynie ściana widoczna od strony mostu, wyszedł cało z II wojny światowej, a jego pomieszczenie na parterze służyło jako sala taneczna. W latach 50. doszło tu do pożaru. Po nim obiekt rozebrano. Piwnice zdążyli zinwentaryzować jednak Tadeusz Chrzanowski i Marian Kornecki w wydanym w latach 60. Katalogów zabytków sztuki w Polsce. Na szkicu wskazali dokładne ich rozkład, w tym usytuowanie przyziemia starej baszty.

Odnalezienie zejścia do piwnic nie było więc zaskoczeniem. Zdumienie wzbudziły jednak odkryte dewastacje. W ścianach południowej i północnej ktoś wykuł otwory, pozostawiając za sobą niemały rozgardiasz. Wiadomo na pewno, że stało się to po odkryciu zejścia. Na ścianach przyziemia baszty widoczne były ślady pozostawione przez wody Odry, wezbrane do tej wysokości w 1997 r. Na wysokości otworów przykrywał je gruz, co oznacza, iż kuto je później. Zrodziły się pytania, kto i czego szukał w podziemiach zamku? Niestety do dziś nie udało się znaleźć odpowiedzi.

Oględziny przyziemia rzuciły nowe światło na kwestię tajemnego przejścia. W południowej ścianie, obok ogromnego wykutego otworu, istnieje bowiem zamurowane zejście wiodące w stronę Odry. Dawniej był to najdalej na południe wysunięty przyczółek zamku. Najlepsze miejsce, by akurat tu ulokować furtę do tunelu pod Odrą.

Najstarsze w Polsce graffiti

Niewątpliwym skarbem zamku w Raciborzu jest jedno z najstarszych w Polsce graffiti. Ten nietypowy zabytek pochodzi z XVII w. Znajduje się na półpiętrze budynku mieszkalnego, tuż przy północnej ścianie kaplicy zamkowej. Na małym fragmencie ściany pojawiają się napisy wykonane w czasie wojny trzydziestoletniej, być może przez różnych żołnierzy, którzy tu stacjonowali. Niewykluczone, że w tym miejscu znajdował się kiedyś areszt. W sąsiedniej izbie odbywały się bowiem roki sądowe.

Chusta od ducha

Na zamku w Ostrogu przechowywano ponoć chustę z wypalonym otworem w kształcie dłoni. Była to pamiątka po pewnej kobiecie z Rudnika, która w dzień zaduszny stała się mimowolnie uczestniczką mszy duchów w kościele w Rudniku. Tę barwną legendę wspomina w swoim zbiorku Hyckel. Razu pewnego, a było to w dzień zaduszny, jedna kobieta z Rudnika poszła na poranną mszę. Nie wiedziała jednak dokładnie, która godzina (a było już dawno po północy) gdyż jej zegar stanął, a o tej porze roku jest długo ciemno. Myślała więc, że już czas, by pójść do kościoła. Kiedy weszła do kościoła, ławki były już prawie zapełnione, a msza już się rozpoczęła. Znalazła jednak jeszcze jedno wolne miejsce i szybko usiadła. Nagle ogarnęła ją trwoga. Zauważyła, że ksiądz przy ołtarzu poruszał się bezdźwięcznie, a ludzie dziwnie się jej przyglądali. Spostrzegła też, że byli to ludzie, którzy już dawno umarli. Spośród tłumu zobaczyła swoją dawno zmarłą przyjaciółkę, która siedziała teraz obok niej. Ona to nachylając się szepnęła jej cicho do ucha: Czego tu chcesz? To jest nasza msza. Wyjdź zaraz jak tylko zadzwonią na podniesienie, gdyż może cię spotkać coś złego. Ledwo wypowiedziała te słowa a już zadzwoniono. Kobieta podniosła się i szybko wyszła. Spostrzegła też, że za nią podążają złe duchy. Biegła szybko i na szczęście zobaczyła jakąś otwartą bramę, za którą się schowała. Pierwszy z duchów zdołał jej tylko ściągnąć chustę z głowy. W skutku przeżytego strachu kobieta wnet zmarła, a chustka z wypalonym otworem w kształcie dłoni, tj. miejscem po dotknięciu ducha, było jeszcze długo przechowywane w zamku na Ostrogu.

Wizyta króla Jana

W dziejach zamku zapisał się przejazd króla Jana III Sobieskiego. Budowla należała wówczas do Franciszka Euzebiusza Oppersdorfa, pana na Głogówku, gdzie w czasie potopu szwedzkiego schronił się król Jan Kazimierz. Oppersdorfów łączyły zażyłe stosunki z polskim dworem królewskim, przez co popadli w niełaskę cesarza Austrii. W 1655 r. na zamku w Głogówku gościł nie tylko polski monarcha, ale również królowa Maria Ludwika i jej siedemnastoletnia wówczas dwórka, Maria Kazimiera d’Arquien, znana bardziej jako Marysieńka, żona Sobieskiego. Cały dwór wracał ze Śląska do Polski przez Racibórz. Królowa Marysieńka znała więc zapewne miasto i zamek na Ostrogu.

Zwycięzca spod Wiednia zawitał tu 24 sierpnia 1683 r. jadąc z Rud, gdzie spędził noc w klasztorze cystersów. Dzień później wysłał do żony list z Opawy, w którym czytamy o Raciborzu: „Lud tu niewymownie dobry i błogosławiący nam, kraj cudownie wesoły”, zaś o wizycie na zamku: „Byliśmy też wczora w Raciborzu u p. Grafa Obersdorfa w zamku; ale się jemu nie godziło nas częstować, tylko z kamery cesarskiej. Sama p. Grafowa sprowadziła najmniej dam trzydzieści, które siedziały z nami do stołu; a lubo młodsza jest siostra naszej p. podkomorzyny, zda się, że jest jej matką. Grzeczna bardzo białogłowa i podobna mową i gestami cudownie do p. Podkomorzyny. Ma dwie czyli trzy córki: najstarsza za p. von Prazmo, ruchawa i rozwodzi się z mężem; młodsza, panna, nadobna, podobna do p. marszałkowej. Graliśmy w karty przed obiadem, najstarsza jakaś i najszpetniejsza ograła mię”. Z listu wynika, że hrabia Oppersdorf, nie chcąc narazić się cesarzowi, urządził poczęstunek dla polskiego monarchy za pieniądze należne cesarskiej szkatule. Przed posiłkiem całe towarzystwo zasiadło do lombra – bardzo rozpowszechnionej w XVII w. gry w karty.

Sobieski nie nocował na zamku. Odjechał do obozu rozłożonego pomiędzy Pietrowicami Wielkimi a Pietraszynem. Po drodze miał się modlić w kościele pątniczym Matki Bożej na Starej Wsi oraz w kaplicy w Bojanowie, gdzie, jak mówi legenda, pozostawił kopię cudownego obrazu Matki Boskiej z Kodnia. Stara piastowska siedziba na Ostrogu nie wyglądał wtedy okazale. Nie zdążono usunąć zniszczeń z okresu wojny trzydziestoletniej. Oppersdorf skupił się głównie na odbudowie kaplicy. W Raciborzu rzadko bywał, przez co nie łożył dużych sum na utrzymanie zamkowych pomieszczeń. Nie najlepsze zdanie miała o nich już trzynaście lat wcześniej wdowa cesarzowa, która w 1670 r. wracała z Częstochowy ze ślubu swej córki Eleonory Marii z królem Polski Michałem Korybutem Wiśniowieckim. Chciała się zatrzymać w Raciborzu „lecz nie na zamku, jeno dla lepszej akomodacji w trzech wygodnych domach w samym mieście”.

Sekretna receptura

Mistrz Kaufmann z raciborskiej browaru, twórca świetnego raciborskiego pilznera, nie pozostawił po sobie żadnych receptur, mimo że w tym okresie browary przemysłowe dbały już o sporządzanie precyzyjnych dokumentacji technologicznych, traktując je zawsze jako ściśle poufne, choć nie zawsze. W Pilźnie na przykład, sprowadzony z Bawarii Josef Groll połączył swoje umiejętności w dziedzinie fermentacji z doskonałą pilzneńską wodą, czeskim słodem i chmielem z okolic Žatec, dając początek znanemu i do dziś wykorzystywanemu przepisowi.

Kaufmann nie był tak wspaniałomyślny. Nie wyraził zgody na spisanie procesu warzenia piwa, trzymając unikalny patent w swojej głowie. Z treści wydanej w 1937 r. okolicznościowej publikacji na 370-lecie pierwszej wzmianki o browarze zamkowym w Raciborzu wynika, że jego postawa wprawiła dyrekcję zakładu w spore zakłopotanie. Kiedy bowiem rynki na nowo odżyły po kłopotach wojennych i wielkim kryzysie ekonomicznym lat 20., a produkcja piwa znów zaczęła przynosić spore zyski, godnego następcę Kaufmanna znaleziono dopiero w 1930 r. Ten zresztą też nie od razu osiągnął sukces. Dopiero „po długotrwałych poszukiwaniach udało mu się wyprodukować piwo, odpowiadające starej szkole pilznerskiej Kaufmanna”. Nie wiadomo też, na ile precyzyjnie odwzorował tajemniczą recepturę.

O wyjątkowym smaku trunku Kaufmanna decydowały: staranna uprawa, zbiór i czyszczenie jęczmienia w majątkach raciborskiej komory książęcej, bardzo dobrej jakości chmiel sprowadzany z Hallertau w Bawarii lub z czeskich Sudetów oraz znakomita źródlana woda doprowadzana drewnianym rurociągiem z ujęcia w należącym do księcia lesie Obora. Woda była bardzo istotnym składnikiem, podobnie zresztą jak u szacownej konkurencji. Od 1898 r. do browaru w Tychach podłączono nowe ujęcie ze źródła Gronie na wzgórzach mikołowskich, a do Żywca płynęła znakomita woda z potoku Leśna bijącego ze źródła Skrzyczne. Ta druga, co ciekawe, ma zbliżony skład chemiczny do tej z Obory.

Do składu wody Kaufmann najprawdopodobniej idealnie dopasował drożdże. Nie wiemy, czy sam je wyhodował, czy też sprowadził. Zboże musiało mieć odpowiednią wielkość. Przygotowanie słodu odbywało się w zamkowej słodowni na specjalnych klepiskach. Do warzenia przygotowywano odpowiednią mieszankę typu pilzneńskiego z zachowaniem specjalnych proporcji.

- Browar używał w swoich piwnicach, tak jak uznane duże browary eksportowe w kraju i zagranicą, tylko drewniane beczki, choć konkurencja już długi czas korzystała z metalowych. Leżakowanie (…) trwało trzy miesiące. Efektem był lagerbier. To leżakowanie było bardzo kosztowne, ale miało istotny wpływ na jakość tego piwa. Klarowność zapewniał specjalny środek dodawany przed rozlewaniem. Urządzenie do filtrowania wykonane było z brązu, masa do filtrowania musiała być utrzymana w sterylnej czystości. Urządzenie do filtracji było naonczas niezwykle nowoczesne – donosili z dumą w 1937 r. Jüngst i Hantke.

Drewniane były nie tylko beczki w leżakowani, ale i kufy w fermentowni. Do ich wykonania wykorzystywano drewno dębowe. Przed ponownym napełnieniem były smołowane i czyszczone. W procesie istotną rolę odgrywało także sterowanie temperaturą oraz być może mikroklimat usytuowanych głęboko pod ziemią pomieszczeń.

Na zamku straszy

Pewna kobieta wspominała, że mieszkała przed wojną na zamku, gdzie rezydowali też urzędnicy księcia raciborskiego. Byli przekonani, że w starych murach straszy. Odgłosy wychodziły ze starych, potężnych skrzyń na ubrania. Po wojnie kobieta przyjechała do Raciborza i chciała zobaczyć swoje dawne mieszkanie. Nowa lokatorka nie widziała problemu. W pewnym momencie zapytała jednak: - Przepraszam, może państwo będziecie zdziwieni moim pytaniem, albo będziecie rozśmieszeni, ale czy czasami tutaj nie straszy? Kiedy się wprowadziliśmy, jeszcze nie zdążyliśmy uporządkować mebli i całego dobytku. Mój mąż ułożył się na kozetce w kuchni, a ja miałam łóżko już w tym pokoju. Obudziło mnie w nocy szuranie w kaflowym piecu stojącym w rogu. Zauważyłam męską postać odwróconą tyłem, która łopatką szurała w tym piecu. Więc ja mówię: - Karolu, coś ty oszalał? Jutro to zrobisz. I nagle ta postać zniknęła między tym piecem i ścianą. To ja zaraz wiedziałam, że coś jest nie tak i do rana się modliłam za dusze zmarłe. Rano mojemu małżonkowi mówię: - Co ty oszalałeś w nocy? On na to: - Coś ty pogłupiała? Co ja bym w nocy tam przy piecu robił? Zaraz następnego dnia pobiegła do księdza i on zaraz przyszedł poświęcić to mieszkanie i od tego czasu był spokój.

Świątobliwa Ofka

Eufemia, córka księcia raciborskiego Przemysła, urodziła się zapewne przed 1299 rokiem, czyli przed ufundowaniem przez jej ojca klasztoru dominikanek p.w. św. Ducha. Od wczesnej młodości miała imponować żarliwością w wyznawaniu wiary. Księżniczka (...) okazywała już od najwcześniejszej swej młodości niezwykłą pobożność i pokorę. Dnie całe i noce spędzała na modlitwie lub pobożnych rozmyślaniach. Dzieckiem jeszcze będąc odznaczała się już Eufemia niewysłowioną słodyczą i miłością względem bliźnich. Zawsze pokorna, niczego dla siebie nie żądała, nigdy siebie nie wywyższała i pomimo swego księżęcego rodu uważała się zawsze za najniższą służebnicę Boga – pisano o niej w 1889 r. na łamach raciborskiej prasy.

Późniejszy autor Konstanty Prus podaje, iż była od lat młodych niezliczonymi obdarzona cnotami, że w modlitwach była gorąca i ustawiczna, rozmyślając osobliwie niewinną mękę Zbawiciela swego przed krucyfiksem”, dodając, że czystość swoją, jeszcze lat dwunastu nie dorosłszy, Panu Bogu poświęciła, ciało swoje postami, niespaniem, łożem twardym, biczowaniem aż do krwi, włosiennicą ostrą, łańcuszkiem żelaznym, umartwiając.

W wieku kilku lat została prawdopodobnie oddana na wychowanie dominikankom wrocławskim w konwencie Św. Katarzyny. Do ojcowizny wróciła w wieku lat dwunastu, o czym świadczą informację o zabiegach okolicznych książąt o jej rękę. Z typowo hagiograficznych przekazów wynika, że była niezwykłej urody. Bóg, jak pisze ks. radca Herman Schaffer w Historyi Bractwa Najświętszej Maryi Panny w Raciborzu, wybrał jej inną drogę. Przyjął tę dziecięcą miłość młodej oblubienicy Chrystusa łaskawie i objawienia, które młodą księżniczkę skłoniły wreszcie do przyjęcia szaty klasztornej. Oto razu pewnego spoglądała księżniczka Ewka w nabożnem zamyśleniu w wieży ojcowskiego zamku w stronę miasta Raciborza. Nagle dostrzegła, iż ponad klasztorem Panien Dominikanek, który stał wówczas po lewej stronie Odry na przeciwko zamku, zajaśniała jakaś jasność nadziemska, z której wybiegły wkrótce trzy złociste promienie. Wśród światła tego ujrzała księżniczka gołębicę, która najpierw usiadła na dachu klasztornym, a następnie weszła do wnętrza jak do domu własnego” – brzmi jeden z przekazów.

Swe marzenia o przywdzianiu zakonnego habitu Ofka spełniła 9 kwietnia 1313 roku. Miały wówczas miejsce tzw. obłóczyny. Podczas nich księżniczka zrzuciła świecki strój, ubrała szaty mnisze i złożyła wieczyste śluby czystości. Podczas uroczystości, wedle legendy, miało nastąpić cudowne zdarzenie. Jak podaje K. Prus: słyszano podczas Mszy świętej od Podniesienia aż do Komunii św. muzykę anielską przedziwnej piękności i melodii.

Eufemia zmarła w opinii świętości w 1359 r. Dwukrotnie była przeoryszą klasztoru dominikanek w Raciborzu. Przez lud nazywana jest błogosławioną.

Mąciciele z zamku

Piekarnictwo w dobrach zamkowych stało się powodem ostrego konfliktu, do jakiego doszło w Raciborzu na przełomie XVII i XVIII wieku. Największy kłopot sprawiali mistrzom raciborskim piekarze-partacze z dóbr zamkowych w Ostrogu, którzy dostarczali raciborzanom tańszy chleb. Ich wypieki miały niższą cenę, bo nie były obłożone daninami na rzecz miasta. Skupieni w cechu piekarze, nazywający swych konkurentów mącicielami, musieli zaś płacić rocznie spore czynsze.

Wybuchł ostry konflikt. W maju 1654 roku starosta ziemski wydał partaczom zakaz dostarczania chleba do miasta. Na niewiele się to zdało, bo piekarze z Ostroga, przy zapewne cichej aprobacie zarządzającego majątkiem komory raciborskiej cesarskiego radcy i starosty Jerzego von Oppersdorffa, nadal sprzedawali chleb raciborzanom. W 1665 roku bezskuteczny dotąd zakaz został powtórzony i obwarowany sankcją. Za jego złamanie winny mąciciel miał zapłacić sto dukatów.

Widmo kary nie na długo powstrzymało ostrogskich piekarzy od kontynuowaniu procederu. W 1703 roku mistrzowie raciborscy postanowili więc wziąć sprawy w swoje ręce. Wkroczyli siłą do dóbr zamkowych, zabrali stamtąd wypieczony świeżo chleb, zakwas oraz zgromadzoną mąkę po czym zburzyli mącicielom piece. Oppersdorff zażądał od magistratu zadośćuczynienia. Rajcy ujęli się jednak za raciborskimi piekarzami, a cała sprawa z czasem rozeszła się po kościach.

Konflikt wybuchł ponownie w sierpniu 1717 roku, po tym jak mąciciele z Ostroga znów pojawili się w Raciborzu ze swoim towarem. Od pięciu lat nowym właścicielem posiadłości zamkowych był Karol Henryk Sobeck, hrabia von Rauten. Starym zwyczajem piekarze postawili na rozwiązania siłowe. Złapali tych „brudnych konkurentów” przy bramie odrzańskiej i zabrali im wypieki. Wtargnęli potem na zamek i zabrali pewnej Żydówce wszystek chleb, naczynia i zakwas. Odpowiedzialny za gospodarkę zamku niejaki Christoph Czech wniósł ostry sprzeciw do burmistrza Raciborza.

Wydarzenie to opisał w styczniu 1892 roku w Nowinach Raciborskich nieznany autor, powołujący się na ustalenia ks. Augustyna Weltzla. Już od siebie zapewne podkreślił udział Żydów w tym „mącicielskim procederze”. „A że żydowską modą piekli i sprzedawali taniej, więc też ludzie z miasta biegli na Bosacz i tam się w chleb zaopatrywali”. Raciborscy piekarze zabrali z Ostroga drzewo, mąkę, zboża i ciasta oraz zniszczyli piece. „Pewnej żydówce zabrano nawet kwas z odzieży z powodu czego niewiasta owa straszny podniosła lament” – pisała gazeta.

10 września 1717 roku „wielu mistrzów piekarskich” udało się na zamek do grafa Sobecka, by udowodnić, iż ich tylko przywilejem jest sprzedawanie chleba w obrębie murów miejskich. Wzięli ze sobą potwierdzone przez cesarza przywileje. Tym razem jednak to wobec piekarzy zastosowano rozwiązanie siłowe. Sobeck kazał uwięzić w wieży dwóch mistrzów, jak się okazało akurat tych, którzy nie brali udziału w sierpniowej rejteradzie, a „resztę kijami przepędził”.

Magistrat wystosował skargę, kolejny raz ujął się za miejskimi rzemieślnikami w sporze z mącicielami, ale graf pozostał niewzruszony. Oświadczył, że „jest panem na Bosaczu, a do Wiednia jest daleko”. Dodał, iż „złodziei” z wieży nie wypuści dopóki nie otrzyma zadośćuczynienia.

W końcu jednak, po wpłaceniu przez cech kary, uwolnił aresztantów i zwrócił się do kamery cesarskiej z zapytaniem, czy jego piekarze mogą sprzedawać chleb w Raciborzu. Urzędnicy monarchy, zasięgnąwszy informacji w magistracie, przygotowali odpowiedź. W 1718 roku poinformowali Sobecka i magistrat, że pożądana byłaby wolna konkurencja, ale z zachowaniem równych obciążeń. W 1732 roku cesarz potwierdził przywileje raciborskich piekarzy i prawa partaczy z Ostroga. W 1740 roku zobowiązano zarządców zamku do pilnowania, by w ich dobrach nie narodził się kolejny „brudny” proceder mącicielstwa.

Jakie ryby dawniej jadano?

W zasobach Działu Archeologii Muzeum w Raciborzu znajdują się wyniki analizy materiału ichtiologicznego odnalezionego przez archeologów w latach 60. na zamku na Ostrogu. Do badań przekazano 234 próbki – żebra, łuski, zęby i inne części ciała ryb. Wśród zidentyfikowanych szczątków najwięcej należało do okonia (siedemdziesiąt dwie), płoci (sześćdziesiąt osiem) i leszczy (pięćdziesiąt osiem). Można na tej podstawie sądzić, że właśnie te ryby najczęściej gościły na stołach średniowiecznych raciborzan. Rzadszy był szczupak (dwadzieścia sześć odkopanych szczątków) i karaś (trzynaście). Incydentalnie występowały: jaź (siedem przebadanych próbek), kleń (pięć), certa (cztery), sandacz i świnka (po trzy), lin (dwa), wzdręga, boleń i ukleja (po jednym).

Źródło: WiAI WAW

Strona główna /POLITYKA PRYWATNOŚCI I WYKORZYSTANIA PLIKÓW COOKIES/Projekt „Przy książęcym stole”/Projekt „Wspólna historia poprzez zabawę”/RODO - Klauzule Informacyjne/Imprezy - Zapowiedzi/Cennik/Aktualności/Turystyka/Kontakt/O Zamku/Multimedia/Archiwum Wydarzeń/Linki/Mapa strony/Realizacja Projektu/Lokalizator/E-kartki/Deklaracja dostępności

Projekt współfinansowany przez Unię Europejską z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2007-2013. Informacje źródłowe na temat Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2007-2013 znajdują się na stronie www.rpo.slaskie.pl

Regionalny Program Operacyjny Województwa Śląskiego – realna odpowiedź na realne potrzeby

© Powiat Raciborski / Projekt i wykonanie: Margomedia
Portal www.zamekpiastowski.pl wykorzystuje pliki cookies, czyli tzw "ciasteczka". W przypadku braku akceptacji korzystania z plików cookies prosimy o opuszczenie strony.
Zamknij