Krewki książę Jan zwany Żelaznym
Jaki był kontekst wspomnianych wyżej wydarzeń? Jan II zwany Żelaznym (ferrus dux), pan na Raciborzu, miał gwałtowny charakter, przez co w źródłach można znaleźć szereg przypadków dokonanych przez niego okrucieństw. Cechy te odziedziczył zapewne po dziadku, księciu żagańskim Henryku V Żelaznym. W 1390 roku polecił utopić proboszczów z Żor i Krzyżowic, a rok później zniszczył dobra biskupa krakowskiego Jana, co sprowadziło na niego kościelne klątwy, którymi w ogóle się nie przejął. W 1397 roku, ciesząc się mianem pierwszego komornika królestwa Czech, dopuścił się udziału w mordzie na grupie możnowładców czeskich, w tym przeorze joannitów Markoldzie z Wratic. Do zbrodni doszło na zamku w Karlsztejnie koło Pragi, a władca Raciborza – jak chce Augustyn Weltzel – miał być wykorzystany jako narzędzie przez chytrego Josta (brata Prokopa). Jan zwabił ofiary do komnaty, w której czekali już siepacze. Nasz książę osobiście wepchnął miecz w ciało Strnada – dodaje Weltzel, nie stroniąc od refleksji, iż zdarzenie najbardziej plami pamięć księcia Jana. Ponoć Czesi, pomni mordu, nabrali do Jana wstrętu i odtąd nie nazywali go księciem Janem, lecz Mistrzem Janem, czyli katem. Żelazny zamieszany był też w zabójstwo Przemysława, syna księcia cieszyńskiego Przemysława I Noszaka.
Mimo związania z dworem Luksemburgów, książę Jan II wziął udział po stronie polskiej w wojnie z Zakonem Krzyżackim w 1414 roku, ale już siedem lat później polecił synowi Mikołajowi uwięzić na Zamku raciborskim poselstwo husyckie zmierzające do Krakowa zaoferować Władysławowi Jagielle tron czeski. Wątek ten podjął w szkicu poświęconym blaskom i cieniom panowania Przemyślidów opawsko-raciborskich wytrawny mediewista, dr Norbert Mika. Odnośnie zdarzenia badacz przytacza interesującą zapiskę czeskiego kronikarza: 1421. Tego roku mieszkańcy Pragi i [przywódca husycki Jan] Žižka posłali do króla polskiego w poselstwie 4 rycerzy: Wilhelma Kostkę z Postupic, pana Hlasa z Kamenicy, pana Wańka Piwo i pana Wańka, syna pana Pawlika z Pragi, aby im raczył dać władcę lub sam nim został. Gdy wspomniani rycerze posłowie przyjechali do Raciborza, książę Mikołaj, syn oprawcy Jana, który na Karlsztajnie swym katowskim [czynem] panów zamordował, pojmał [wspomnianych 4 rycerzy] i wydał królowi węgierskiemu na Szpilberg [koło Brna]. Uwięzienie poselstwa spotkało się z ostrą reakcją polskiego dworu, z którym Żelazny, poprzez małżeństwo z Heleną, był przecież skoligacony. Władysław Jagiełło oraz książę Witold wysyłali do Raciborza listy z żądaniem uwolnienia czeskich rycerzy, a król Węgier, Zygmunt Luksemburczyk, obawiając się interwencji polsko-litewskiej armii, proponował Krzyżakom sojusz wymierzony w Polskę i husytów. Świadczy o tym dokument z 9 X 1421 roku, w którym czytamy: Zygmunt z Bożej łaski król rzymski, węgierski i czeski. Gdy szlachetnie urodzony książę na Opawie i Raciborzu uwięził i zatrzymał heretyków z Pragi oraz ich poselstwo, które wysłali do króla Polski i Witolda, tenże sam król Polski i Witold oraz pewni inni ich poddani wysłali do tegoż księcia [opawsko-raciborskiego] posłów i listy ciężko mu grożąc, jak to w załączonych tutaj odpisach pism zobaczycie. Gdyby więc zdarzyło się, że król Polski czy Witold zamierzaliby przeciw nam i przeciw wam wystąpić, wtedy my przy was z całą siłą wspólnie być chcemy, aby im się przeciwstawić, gdyby powstała tego konieczność. Napisaliśmy także mistrzowi do Prus i całemu Zakonowi, że w razie potrzeby winni nam całą siłą pomóc, i nie mamy wątpliwości, że nam pomogą (cyt. za N. Mika, Przemyślidzi opawsko-raciborscy. Blaski i cienie panowania, [w:] Ziemia Raciborska rok IX (69), s. 49).
Książę, mimo poczynionych okrucieństw i czynów haniebnych, troszczył się o swoje życie doczesne. W 1416 roku przeniósł kapitułę raciborską z kaplicy zamkowej p.w. św. Tomasza Becketa do kościoła farnego (WNMP) przy Rynku. Poszły za tym nowe, hojne uposażenia dla Kościoła. - Dopiero gdy mógł się radować kilkoma spadkobiercami stał się spokojniejszy i starał się odpokutować swoje karygodne czyny z przeszłości poprzez wyposażenie ufundowanego kościoła – kolegiaty w kilka prebend – pisał ks. Weltzel. - Usiłował pobożnemi fundacjami zmyć grzechy przeszłości – napisał wprost Franciszek Godula, autor Historyi Raciborza i okolicy, nie szczędząc władcy słów krytyki (Książę Jan II. odznaczał się dziwną jakąś przewrotnością umysłu i dzikością obyczajów. Gwałtowny, burzliwy, kłótliwy, chwiejny w swych skłonnościach, to się wadził z sąsiadami, to się mieszał w spory innych, to zbrodniami kalał imię swoje). Żadnej wyrozumiałości nie miał wobec niego Jan Długosz. Opisując zgon Jana II pod datą 1419 odnotował: - Dwunastego sierpnia popadłszy w szał, umiera w Raciborzu syn księcia raciborskiego Mikołaja, książę raciborski Janusz, człowiek podstępny i przebiegły.
Po tym jak w 1416 roku kapitułę przeniesiono z Zamku do kościoła p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, jak podaje ks. Augustyn Weltzel, polecono „aby stara, stworzona przez przodków, kaplica kolegialna nie stała opustoszała i bez nabożeństw”. Z tego względu miano w niej każdego dnia odprawiać jedną lub dwie msze święte” i odbyć co roku cztery uroczyste procesje ku czci relikwii znajdujących się na zamku”. W XVI wieku, w burzliwym czasie szerzenia się konfesji luterskiej i rządach w Raciborzu protestanta, margrabiego Jerzego Hohenzollerna, po relikwiach nie było już śladu, a dolne pomieszczenie kaplicy zamkowej, jak wynika z datowanego na 1595 rok opisu zamku, stało się... więzieniem.